Rozprawka na temat Facebooka (tekst nadesłany przez CZYTELNIKA)

water-drops-815861-mJest najbardziej uzależniającym portalem na świecie. Logujemy się na niego, co chwilę. Włączasz komputer i od razu wchodzisz na Facebook. Wyciągasz komórkę z kieszeni i sprawdzasz, co dzieje się na Facebooku. Idziesz do znajomych na imprezę, a tam na kanapie siedzi Facebook i pyta się ciebie – Nie zagrałbyś w jakąś małą gierkę, zagraj to będzie tylko chwilka – i nagle orientujesz się, że jest rok 2074 i 60 lat przesiedziałeś z FB na kanapie lajkując wpisy znajomych.

Idziesz chodnikiem, odwracasz głowę i widzisz jak Facebook cię śledzi. Facebook i jeszcze raz Facebook. Jest dosłownie wszędzie. Jednak czy jest on portalem, z którego nic nie mamy nic poza zmarnowanym czasem? Czy dzięki niemu możemy osiągnąć cokolwiek? Czy to „narzędzie” w odpowiednich rękach może przyczynić się do naszego rozwoju? Spróbujmy odpowiedzieć na to wszystko.

„Prolog”

Bielsko-Biała. Restauracja w klubie Pomarańcza. Godzina pierwsza w nocy.
Siedzę przy okrągłym stoliku obserwując otaczających mnie ludzi. Nieznośna wrzawa wypełnia restaurację. Słowa mężczyzn i kobiet mieszają się ze sobą tworząc kakofoniczny koktajl przyprawiający o zawrót głowy. Powietrze jest przesycone mocnym dudniącym basem, który dolatuje z głównej dyskotekowej sali znajdującej się tuż za ścianą. Mała czarna (tak naprawdę to espresso) paruje obficie na stoliku w najmniejszej filiżance świata. To nic, że tego trunku nalano mi do połowy tego osobliwego miniaturowego naczynia. Nigdy więcej espresso. Marzą mi się fusy w kubku większym niż talerz do zupy:-). Jednak wiem, że teraz nie ma szans napić się czarnego nektaru ludzi z przypadłością pisania po dyskotekowych klubach;-). Reszta mojej nocnej ekipy – ludzie, których przywiozłem do Pomarańczy – ponownie poszła w tango i szaleje na parkiecie, aby zapomnieć o minionym tygodniu wypełnionym nudną etatową pracą. Ja tej sobotniej nocy nie tańczę. Odpuszczam…
Spoglądam na zegar w telefonie i stwierdzam, że wybiła pierwsza w nocy. Dobrze, że przynajmniej udało mi się wnieść suchy zeszyt, gdyż na zewnątrz pogoda pod psem. Deszcz ogarnął bielskie drogi i dachy kamienic, które w taką pogodę wyglądają nieciekawie (bardzo delikatne określenie). Nastał odpowiedni czas, aby napisać kilka słów o czymś, co zaprząta moją głowę ostatnimi czasy. Facebook! Wypijam bardzo mały łyk kawy, żeby za szybko się nie skończyła i przystępuję do pracy nad tekstem. Muzyczne brzmienia za ścianą świadczą, że impreza rozkręciła się na dobre, jednak ja nie zwracam już na to uwagi. Pisanie pochłania mnie do reszty.

„Facebook początek”

Po prawie trzech latach wirtualnego życia na „uzależniaczu” postanowiłem podzielić się z wami moimi przemyśleniami związanymi z tym portalem. Zakładając konto tak naprawdę do końca nie wiedziałem, czego właściwie się spodziewać. Oj, uwierzcie mi, bardzo długo nosiłem się z tą decyzją, aż w końcu stało się to nieuniknione. W pewien grudniowy wieczór stwierdziłem, że już najwyższa pora, aby zaistnieć w sieci i stracić swoją anonimowość. Bodźcem, który pomógł w podjęciu decyzji był dosyć istotny fakt. Wszyscy moi koledzy, koleżanki, posiadali już własne konta na portalu gdzie rosła ilość znajomych oraz tzw. lajków. Zaistniałem końcem 2012 roku! Bo jak to się zwykło mówić:, „Jeżeli nie masz Facebooka to znaczy, że nie istniejesz”(po pierwszym logowaniu od razu znalazł się temat na imprezach:-)). Po wklepaniu logina i hasła doznałem elektronicznego wstrząsu mózgu spowodowanego topornym systemem obsługi, z którym miałem nie lada kłopoty. Poruszanie się po całym „menu” na początku jest problematyczne. Trzeba wytężyć umysł, żeby zrobić proste rzeczy, jednak jest to do opanowania po kilku chwilach. Początek wyglądał mniej więcej tak. Co jakiś czas, z kimś tam sobie pogadałem na czacie. Wystawiłem jakieś zdjęcia, co by ludzie widzieli i oko pocieszyli. Nic specjalnego na Fejsie nie robiłem. Totalne odmóżdżenie. I tak to trwało do momentu, kiedy założyłem dwie strony fotograficzne. Wejścia nabrały dla mnie kolorytu i stwierdziłem, że można robić na nim dużo więcej ciekawszych rzeczy. Pozwólcie, że rozwinę temat i powiem, o co dokładnie chodzi.

„Facebook nie do czytania”

Kiedyś uderzyła mnie pewna myśl. Odkryłem, że na Facebooku ludzie nie czytają dłuższych postów. Wiem to dobrze, bo sam wystawiłem kilka takowych, które miały więcej niż dziesięć zdań. Co się okazało? Pytając ludzi o mój wystawiony tekst, odpowiedzi były podobne: „Przeczytałem, ale do połowy. Za długie”. „Rzuciłem okiem, jednak nie dotrwałem do końca”. Kiedyś usłyszałem coś takiego (już nie pamiętam, od kogo). „Fajne, super, Kudłaty!” Uradowany osobistym sukcesem, iż mój wpis dotarł wreszcie do kogoś, zapytałem radośnie: „A jak koniec? Spoko?” W odpowiedzi usłyszałem kilka niewyraźnych słów, w których dało się rozpoznać. ”Ech, co? Muszę lecieć”… Z całym przekonaniem, bazując na moich obserwacjach (są to tylko moje prywatne spostrzeżenia niepoparte żadnymi badaniami naukowymi) stwierdzam, że portal społecznościowy facebook nie jest portalem, na którym czyta się długie posty. Wystawianie takowych nie ma najmniejszego sensu, bo ludzie są wygodni i po prostu się im nie chce czytać gdyż jest to czynność męcząca i nudna (swoją drogą jak słyszę od ludzi, że czytanie ich męczy albo nudzi to mam dość i krew mnie zalewa, a o wzroście ciśnienia już nawet nie wspomnę). Jakieś trzy miesiące temu Dariusz, mój kolega z pracy, uświadomił mnie w pewnej bardzo ważnej kwestii dotyczącej autorskich prac, które bez powodzenia próbowałem wystawić na Facebooku. „Kudłaty, jeżeli chcesz żeby twój tekst, ktoś przeczytał to załóż sobie bloga”. Teraz czekam tylko na jakiś bodziec z innej Galaktyki żeby tego dokonać. Święte słowa padły z ust Darka. Oczywiście na „uzależniaczu” pewnie są ludzie, którzy czytają długie wpisy, jednak założę się, że można ich policzyć na palcach jednaj ręki. Facebook nie do czytania!

„Facebook i promocja”

Nasuwa się zatem pytanie. Skoro na FB nie czytamy, to, co w takim razie możemy na nim robić? FB to portal dla fotografów, filmowców bądź innych artystów, których prace da się pokazać za pomocą zdjęć czy ujęć filmowych (mam tutaj na myśli np. rzeźbiarzy, malarzy.) Dlaczego? Bo ludzie uwielbiają oglądać zdjęcia zwłaszcza, kiedy sami są w kadrze. Są one dużo łatwiejsze w odbiorze (nie męczą jak czytanie ;-)). Ten elektroniczny cud jest idealnym narzędziem do promocji. Zakładajcie stronki, które mogą was promować, czyli tak zwane fanpage. Ważnym elementem świadczącym o wyższości takiej strony jest posiadanie lajków, które trzeba zdobyć. Obwiązuje tutaj prosta zasada. Im więcej ich macie, tym lepiej. Bo wtedy wystawione zdjęcia trafią do szerszego grona odbiorców. A co zrobić żeby mieć setki jak nie tysiąc polubień? Sposobów jest trochę.

Sposób numer jeden: Zwykłe zaproszenia

Bezpośrednio z fanpage’a można je wysłać do naszych znajomych z portalu klikając „zaproś” obok imienia i nazwiska danej osoby. Gotowe. Po sprawie. Ten zabieg jest najprostszy i najszybszy. Niestety, średnio skuteczny. Dużo ludzi odrzuca nasze zaproszenia lub po prostu na nie zwraca na nie uwagi. Na szczęście jest jeszcze kilka sprawdzonych metod.

Sposób numer dwa: Wypad do sąsiada

Wychodzimy z domu i udajemy się do naszego najbliższego przyjaciela, sąsiada, kolegi lub koleżanki na małą czarną. Najlepiej za płot, żeby nie trzeba było chodzić daleko. Ważne, aby osoba, która odwiedzamy miała konto na FB, bo bez tego ani rusz:-). Ta znamienita osobistość musi istnieć w sieci:-). Mówimy takiej osobie, żeby zalogowała się na swoje konto. Kiedy już to zrobi, wspominamy o fanpage’u, który założyliśmy jakiś czas wcześniej. Dajemy delikatnie do zrozumienia, aby weszła na naszą stronkę (przypuśćmy fotograficzną) i zaprosiła swoich znajomych do jej polubienia. Jeżeli przypilnujemy całą procedurę, sukces gwarantowany. Od tej pory możecie śmiało chodzić od domu do domu i zdobywać polubienia niczym łowcy głów z „Gwiezdnych Wojen”. Zasada ta technicznie wygląda ta,k jak w sposobie pierwszym z tym wyjątkiem, że zaproszenia wysyła ktoś, kogo o to poprosiliśmy. Może zdarzyć się tak, że ludzie zareagują jak w metodzie „Zwykłe zaproszenia” jednak zawsze te kilka czy nawet kilkanaście lajków zdobędziecie.

Sposób numer trzy: Spam – kopiuj i wklej

Polega on na wysyłaniu bezpośrednich wiadomości z linkiem naszej stronki. Obwiązuje tutaj zasada kopiuj – wklej. Na czym to polega? Piszemy wiadomość do pierwszej lepszej osoby, która mniej więcej brzmi tak – „Witaj X, polub moją stronę będę wdzięczny (wstawiony link)”. Kiedy jest już gotowa możemy ja wysłać potem skopiować, wybrać następnego znajomego i wkleić w okienko czatu. Uwaga, jest pewien haczyk, przez który nasz czat może zostać zblokowany na kilka chwil. Nie róbcie tego szybko. Wklejajcie i kopiujcie spokojnie za każdym razem wpisując imię znajomego X, do którego wysyłacie link. To załatwi problem blokady czatu:-). Sposób jest najlepszy, bo praktycznie każdy odpowie, jednak czasochłonny, ale dla chcącego nic trudnego.

Sposób numer cztery: Promocja za gotówkę

Przyznaję, z tego sposobu dotychczas nie korzystałem i jak na razie nie mam zamiaru. Cennik znajduje się na fanpageu. Z tej opcji można korzystać bez przeszkód. Ograniczeniem jest jedynie gotówka, ale co tam, przecież średnia krajowa to około 3500 zł (brutto!) wiec każdego na pewno stać;-)

Są to cztery, moim zdaniem, najlepsze sposoby na zdobycie polubień. Mam nadzieję, że przydadzą się wam i poprawią frekwencję odwiedzin waszych stron, artyści.

„Stare znajomości”

Na sam koniec wspomnę jeszcze o jednej ciekawej, aczkolwiek nie wiem czy nie najważniejszej funkcji FB. Teraz coś ekstra. Coś, do czego zmierzałem od samego początku. To cacko wymyślone przez Marka Zuckerberga jest narzędziem do odnajdywania starych znajomych, z którymi potraciło się kontakt wiele lat temu. Na FB nie chodzi o wystawienie fotki obiadu i napisania jakiegoś głupiego komentarza pod nim: „O ziemniaczki i kotlecik, będę je jadł za 23 sekundy”. Nie na tym rzecz polega. Taka oto sytuacja. Autentyk w pełnej krasie. Pewnego zimowego wieczoru siedziałem przed monitorem komputera na portalu. Nagle przychodzi wiadomość. Dostrzegam ją kątem oka i otwieram. Okazuje się, że to mój kumpel z technikum. I co? Stara znajomość powraca. Od tamtej pory zaczynamy jeździć razem na koncerty. Stara przyjaźń, która wydawała się na zawsze utracona, ożywa na nowo.
Dzisiaj każdy ma konto na FB (chociaż pewnie jest na świecie jeszcze kilka osób, które nie istnieją:-)). Już teraz możecie odnowić stare przyjaźnie. Odnaleźć coś, co się straciło dawno temu. Pogadać z kimś, kto jest po drugiej stronie planety oddalony od was tysiące kilometrów. Gdzieś tam są ludzie, osobowości, przyjaciele z młodości. Wystarczy wpisać imię i nazwisko z polskim „cześć”.

„Epilog” Dom rodzinny. Ul. Moniuszki. Godzina szesnasta.

Siedzę przy stole uwolniony od rozważań nad Facebookiem. Przelałem myśli na papier. Otaczają mnie cztery ściany kuchni i cudowna domowa cisza. Po lewej stronie na prostokątnym blacie stoi szklanka a na jej dnie czarne fusy po kawie, które świadczą tylko o jednym. Pora kończyć pisanie. Spoglądam jeszcze tylko przez okno naprzeciw. Pogoda pod psem. Znowu…

water-drops-815861-m
Tekst:
J.S.Spider


Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.